Właśnie dlatego, po kilkunastu latach tzw. toksycznego małżeństwa, od czterech lat dzieci wychowuję sama. Nie ma we mnie parcia na "nową rodzinę", po prostu nie chcę by dzieciaki musiały radzić sobie z nowymi problemami. I jest dobrze. Kontakt z tatą mają codzienny, a ja jestem szczęśliwa:)
Co prawda mam jedno nastoletnie, niedowarzone (w sensie owszem, grzeczne, ale wyobraźnia ufff), drugie zaś letnie (nie nasto), ale nie ma zmiłuj i cacania, są i obowiązki i radości:) I to jest bardzo dobrze. Może nie jakiś nadmiar, za to mają swoje obszary działania, a ja trochę więcej czasu na resztę obiowiązków. Ot- psa i ryby karmi najmłodszy, jego zadanie- monitoring psiej michy oraz akwarium. Starsza- monitoring kosza na śmieci, machanie miotłą i mopem:) oraz pierwszy poranny spacernik z psem (wtedy ja śniadanie do szkoły i budzenie młodszego). Popołudniowy spacer- wszyscy razem - łączenie obowiązkiu z przyjemnością bycia razem. Wieczorny ja, bo ciemno. Za to oni wieczór, zabawki sprzątają, ogólny porządek tzw rynku (część publiczna w naszym mieszkanku:))... Co się okazuje - karniejsi, bardziej dzięki temu szanują pracę i mamę też. Ufff się rozpisałam.
"Sprawdzenia wymaga jak wiele z nastolatków w trudnej sytuacji zmiany otoczenia lub utraty władzy rodzicielskiej ich dotychczaswoych opiekunów- korzysta z poradni psychologicznych.Po drugie- czy tego typu "terapie" wogóle wspomagają proces naprawczy i choć w małym ułamku regulują stopniowo psychikę w tak burzliwym wieku."
Tego typu "terapie" są dobre dla młodszych dzieci, ale w sensie np. rozwijania motoryki, wyciszenia emocji - to jest coś, co oboje moich dzieci przeszło ( młodszy jeszcze przechodzi). Ale beze mnie, wielkie g*** by to dało. Popieram: rozmawiać, rozmawiać, rozmawiać. I nie ma, że nie mam czasu. Myję garnki wieczór - oboje jak "sępiorki" w kuchni i gadamy do bólu. O wszystkim. W tramwaju - gadamy, na spacerze - gadamy. W drodze do szkoły- gadamy. Nie wolno milczeć! Milczenie w rodzinie, nie ważne, czy pełnej, czy rozbitej, zrzucanie odpowiedzialności za wychowanie dzieci na szkołę, księdza, dziadków i inne instancje, to jest choroba i lenistwo rodziców! Chciałeś dzieci- masz- spełniło się twoje marzenie. To teraz dzięki temu marzeniu rozwijaj siebie i rozwijaj to marzenie. A dzieci tak pięknie potrafią rozwinąć nasze macierzyństwo, naszą cierpliwość, wyobraźnię. Ludzie są jednak durni- ci, którzy nie rozmawiają. Ech...
Maska